Moim zdaniem...

blog Andrzej Nowakowski

Page 9 of 14

Realna cena wody, czy dziurawe ulice?

Wodę z płockich kranów możemy pić bez gotowania. Dzięki Wodociągom Płockim mamy też nowe ulice, chodniki, skrzyżowania. Dlatego musimy zapłacić realną cenę za wodę ścieki.

Wodociągi Płockie są jedną z najlepiej zarządzanych spółek miejskich, zasługującą na wielkie podziękowania. I mam tu na myśli zarówno zarząd i kadrę kierowniczą, jak i pracowników.
Spółka zdecydowała o wprowadzeniu od lipca nowych stawek za wodę i ścieki. Zaproponowała niedużą podwyżkę, wynoszącą niecałe pięć procent.
Mogłem rekomendować Radzie Miasta uchwałę, wprowadzającą dopłatę i zatrzymującą podwyżki, ale z wielu powodów nie zrobiłem tego i nowe ceny zaczną od lipca obowiązywać.

Dlaczego tak?
Wodociągi Płockie realizują gigantyczny program uporządkowania systemu kanalizacji. Nie tylko zajęły się rozdzieleniem kanalizacji ogólnospławnej na deszczową i sanitarną, ale także budową nowych kolektorów, likwidacją starych oczyszczalni ścieków, modernizacją  placówki w Maszewie, budową kolektora pod dnem Wisły i oczyszczalni wód deszczowych, ale także budową nowych ulic, chodników, oświetlenia.
Dzięki tym inwestycjom zarówno kończy się zalewanie ulic, piwnic, rozmywanie skarpy po ulewach, ale dodatkowo mamy zmodernizowane drogi i skrzyżowania.
Cieszy nowa, właśnie remontowana ul. 1 Maja, ale także modernizowana obecnie ul. Gradowskiego.

Projekt uporządkowania systemu kanalizacji powstał ponad 10 lat temu i aż do 2012 roku przeleżał na półce, bo nie było na niego niego pieniędzy. Natomiast propozycje Wodociągów Płockich, by urynkowić ceny wody i ścieków, i je podnieść były przez Radę Miasta odrzucane. Za to radni uchwalali dopłaty,  by ta cena nie wzrastała.
Efekt był taki, że w formie dopłat „wrzuciliśmy” w ścieki z miejskiej kasy aż 43 mln zł. Przypomnę, że np. wiadukt kolejowy w al. Piłsudskiego kosztował nas 30 mln zł. Za nową ul. Gradowskiego zapłacimy niecałe pięć mln zł.
Samorządowcy boją się takich gruntownych modernizacji i inwestycji w infrastrukturę, bo dla wielu z nich jest to „zakopywanie pieniędzy w ziemi”, a potem, w czasie wyborów, nie ma się czym pochwalić. Ja się tego nie boję. Dlatego przed nami kolejne wyzwanie – modernizacja ul. Tysiąclecia, która zbliża się i już leży na deskach projektantów.

Podkreślam: to kwestia filozofii zarządzania miastem, tym bardziej, jak że na dopłatach najwięcej korzystają… bogaci. Bo gdyby były dopłaty do tych nowych cen wody przeciętna płocka rodzina zaoszczędziłaby miesięcznie ok. sześć złotych. Ten, kto ma willę z basenem zaoszczędziłby kilka tysięcy złotych. Wybór wydaje się oczywisty, dlatego pozwalamy Wodociągom Płockim wprowadzić nowe stawki. Warto zapłacić za płocką wodę realną cenę, bo dzięki temu możemy dynamicznie modernizować miasto zamiast przejadać pieniądze.

Natomiast niezamożne rodziny, które naprawdę potrzebują finansowego wsparcia, wsparcie takie otrzymają w postaci zasiłków celowych i specjalnych. Przed trzema laty Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej wypłacił taką pomoc w wysokości 2,9 mln zł dla ponad czterech tysięcy osób. Rok później ta kwota urosła do 3,1 mln.

Płocczanie czasem się dziwią, że woda i ścieki są droższe niż w innych, porównywalnych miastach jak np. Opole, czy Włocławek. Wyjaśnienie jest proste: żyjemy na skarpie i słono płacimy za prąd, który Wodociągi Płockie muszą zużyć na wtłoczenie wody na wysoką skarpę, a następnie do przetłoczenia ścieków do oczyszczalni w Maszewie. Jeśli będzie drożał prąd – zdrożeje także płocka woda.

Dodatkowo – wiele innych miast może czerpać dość czystą wodę do uzdatniania. W Płocku musimy czerpać dużą część wody z Wisły, co wymaga użycia do uzdatnienia drogiej chemii. I to generuje nam wyższe koszty, niż w innych miastach. Ale Płock nie jest pod tym względem najdroższy.

Trzeba też otwarcie napisać, że w rachunku domowym każdej rodziny, to wcale nie woda stanowi największe obciążenie, ale ciepło, które (za pomocą PEC-u, sprzedanego przez mojego poprzednika fińskiemu Fortum) odbieramy od Orlenu. I nieważne kto nim zarządza, bo od 2008 roku jego cena wzrosła o 130 procent! Dam taki przykład: w styczniu 2008 roku za ogrzanie ratusza przy Starym Rynku zapłaciliśmy 10 tys. zł. Za ostatni styczeń tego roku rachunek wyniósł 23,5 tys. zł.

Jeśli przeciętna, kilkuosobowa rodzina płaci miesięcznie za wodę 100 zł, to za ciepło płaci zimą ponad 400 zł. W tym miejscu można poszukać oszczędności i jest to doskonałe zadanie dla radnych – przedstawicieli Orlenu. Zwłaszcza tych oddelegowanych do współpracy z lokalnymi społecznościami. Niech spowodują, że taniej zapłacimy za ciepło, a dzięki temu płocczanie będą mieli oszczędności, podobnie jak wszystkie instytucje miejskie, czy szpital.

Tym bardziej, że Płock kupuje od Orlenu ciepło drożej niż Warszawa od Termiki. Cena za jednego GJ od PKN wynosi w Płocku prawie 31 zł. Warszawiacy kupują GJ od PGNiG Termika za 27 zł.

Społecznicy zawsze mogą na mnie liczyć

W Gazecie Wyborczej ukazał się artykuł o kłopotach stowarzyszenia „Oto Ja”. Chciałbym dziś napisać jedno stanowcze zdanie: każdy, kto społecznie pracuje na rzecz Płocka może liczyć na moją pomoc.
„Oto ja” prowadzi galerię sztuki naiwnej. Mówi się czasem, że Płock jest „zagłębiem” tego malarstwa. Sztuka naiwna może czasem razić, ale za każdym z tych obrazów stoi człowiek, doświadczony przez los, który chce coś opowiedzieć. I warto tej historii wysłuchać, bo często jest piękna.
Dlatego, gdy przeczytałem o kłopotach galerii i stowarzyszenia „Oto Ja” napisałem do gazety i redaktor Mileny Orłowskiej – autorki tego artykułu – list.

„Szanowna Pani Redaktor

Bardzo żałuję, że stawiając miastu Płock zarzut braku wsparcia i niechęci do stowarzyszenia „Oto Ja” nie skonfrontowała go pani. Chciałbym więc wyjaśnić kilka kwestii poruszonych w pani artykule.

Samorząd nie może zapłacić czynszu za pomieszczenia, które stowarzyszenie wynajmuje na swoją galerię od Towarzystwa Naukowego Płockiego, ani przyznać na ten cel dotacji, ponieważ zabraniają tego przepisy. Nie wolno nam finansować kosztów stałych stowarzyszenia.

Możemy przyznać dotację na określone przedsięwzięcie i takie dotacje nie raz przyznawaliśmy. Fakt, nie w takiej wysokości o jaką stowarzyszenie „Oto Ja” wnioskowało, ale też mamy prawo oceniać propozycje wnioskodawców i często komisja konkursowa stwierdza, że opisywane zamiary można zrealizować za mniejsze pieniądze. Poza tym wynika to z samej definicji dotacji, która nie jest narzędziem finansowym do pokrywania całości kosztów.

Stowarzyszenie prawie co roku występowało o dotacje. W 2011 np. otrzymało 16,6 tys. zł, rok później – prawie 19,7. Ostatnie dotacje, które otrzymało były w 2013 i w 2016 roku. W 2013 roku zwróciło się do miasta o dofinansowanie w wysokości blisko 17,5 tys. zł, otrzymało – 12,4 tys. W 2016 np. wystąpiło o 14,5 tys. zł, a otrzymało 4 tys. zł.
Łącznie z samego Wydziału Edukacji i Kultury Urzędu Miasta od 2007 roku stowarzyszenie otrzymało 117,7 tys. zł. Jeśli dołożymy do tego jeszcze jedną dotację z Wydziału Zdrowia i Spraw Społecznych, którą stowarzyszenie otrzymało także w 2013 roku to kwota rośnie do ponad 150 tys. zł.
Dużo, prawda? Na tyle dużo, że stawianie zarzutu o nieprzychylności miasta w stosunku do „Oto Ja” jest co najmniej niesprawiedliwe.

W swoim artykule wspomina pani o tym, że w 2014 roku stowarzyszenie otrzymało „prawdziwy cios” bo samorząd nie przyznał dotacji. Faktycznie – nie było dotacji w tym czasie, jednak nie ze względu na „niechęć”, ale negatywną ocenę merytoryczną projektu „Oto Ja”. Stowarzyszenie zwróciło się o sfinansowanie organizacji i prowadzenia klubu profilaktyki dla młodzieży. Negatywna ocena przedsięwzięcia podyktowana była tym, że klub taki powstałby w otoczeniu lokali sprzedających alkohol (dzieci chodziłyby na zajęcia między ludźmi pijącymi alkohol), dodatkowo w tym rejonie Płocka jest sześć takich placówek, a do tego koszty funkcjonowania klubu w przeliczeniu na jedno dziecko były wysokie. Chcemy pomagać, ale pomoc ta musi być racjonalna.
W 2015 roku nie było dotacji, ponieważ „Oto Ja” o nią nie występowało.

Słowem: od momentu, w którym zostałem prezydentem stowarzyszenie nie otrzymało dotacji tylko dwukrotnie: raz, bo negatywnie oceniliśmy projekt, raz, bo o dotację nie występowało.

Chcemy pomóc każdemu, kto robi coś dobrego dla mieszkańców Płocka. Inicjatywy „Oto Ja” są bardzo cenne i bardzo szanuję społeczników ze stowarzyszenia. Dlatego mogę zaproponować „Oto Ja” wynajęcie na działalność lokalu z zasobów miejskich, komunalnych np. za symboliczną złotówkę za metr kwadratowy.
Wówczas roczny czynsz nie będzie sięgał tysięcy, ale kilkuset złotych. Czekam na inicjatywę stowarzyszenia, galerię możemy uratować”.

Nowy sponsor Wisły…

Wisła będzie grać w Ekstraklasie – obiecywałem to w czasie wyborów. Deklaracja ryzykowna, bo piłka jest okrągła, a wynik meczu często nie do przewidzenia. Ale można spokojnie i cierpliwie budować zespół, który stanie się marką. Taką drogą poszliśmy i Wisłą nie tylko opuściła drugą ligę, ale konsekwentnie zaczęła zbliżać do Ekstraklasy.
Kiedy po raz pierwszy zostałem prezydentem miasta Wisła – jako klub – była na skraju upadku, a na mecze przychodziło kilkuset kibiców. Piątkowe tłumy na stadionie i później na Starym Rynku to najlepsze świadectwo słuszności obranej przez nas wspólnie z władzami klubu, trenerami i kibicami koncepcji.

Ostatnie, efektowne zwycięstwo przypieczętowało kilka lat ciężkiej pracy. Nie byłoby tego sukcesu gdyby nie trener Marcin Kaczmarek, gdyby nie zawodnicy, w końcu gdyby nie doping wiernych kibiców i pomoc sponsorów, a także zaangażowanie moich współpracowników i zarządu spółki.

Nie wiem jak Wisła będzie sobie radzić w najwyższej klasie, na razie na pewno naszym celem będzie teraz utrzymanie się w niej. Dla Płocka gra Wisły w Ekstraklasie oznacza dużą wartość promocyjną miasta. Awans Wisły oznacza także konieczność zbudowania nowego stadionu. I taki powstanie, dziś w Urzędzie Miasta opracowujemy jego koncepcję.

Klub powinien też łatwiej sobie radzić z pozyskaniem nowych sponsorów. À propos sponsorów, zacytuję pewien fragment publikacji z Portaluplock:
„Skoro władze Orlenu twierdzą, ze Płock jest dla nich ważny, niech to udowodnią – mówił pewien poseł i kandydat na posła. – Czas, aby prezes Krawiec nie zajadał się wyłącznie ośmiorniczkami przy okazji pobytu w naszym mieście, tylko spojrzał przychylnym okiem i zainwestował w płocczan w ramach społecznej odpowiedzialności biznesu i nawiązaniu do długoletniej tradycji związania płockiego sportu z koncernem.
Według posła to idealny moment, ponieważ skończył się właśnie sezon piłkarski. Poza tym Wisła walczy o awans do ekstraklasy”.
Pamiętacie, kto to powiedział? Poseł Prawa i Sprawiedliwości Marek Opioła. W czasie kampanii wyborczej nawet pędzel mi przysłał.
Pan poseł mandat zdobył, prezes PKN się zmienił (i pewnie nie zajada się wyłącznie  ośmiorniczkami), w Orlenie zatrudniony został pełnomocnik ds lokalnej społeczności. I do tego wszystkiego Wisła awansowała do Ekstraklasy. Idealna sytuacja, nie wyobrażam sobie, że Płock przestał być dla Orlenu ważny…

Po co było płocczan oszukiwać?

Orlen ogranicza wydatki na miasto. Pewnie jest to polityczna decyzja: politycy z PiS nie będą dawać pieniędzy prezydentowi z PO. Ale myśląc w ten sposób nie dają nic płocczanom, nawet tym, którzy głosują na PIS. A w czasie kampanii wyborczej obiecywali, że Orlen wróci do miasta.

Bardzo dziwiłem się tym wyborczym hasłom: że zarząd Orlenu musi odbywać się w Płocku, że koncern musi wrócić do miasta i temu podobnych. Właściwie kampanię wyborczą kandydaci Prawa i Sprawiedliwości zbudowali na dwóch hasłach: podział województwa i siedziba nowego województwa w Płocku oraz na tym, że Orlen musi wrócić do Płocka.

W czasie wyborów można było otwierać oczy ze zdumienia, bo propozycje te nie miały nic wspólnego z rzeczywistością. Podział województwa oznacza, że Warszawa będzie jeszcze bardziej bogata, a w szpitalu na Winiarach będzie brakowało na papier toaletowy.

Będzie boso, ale w ostrogach, bo będziemy mieli wojewodę w Płocku. Ale wszystko to będzie „winą Tuska”.

Podobnie jest z Orlenem. Koncern nigdy miasta nie opuścił. Jego zarząd może obradować na końcu świata, jeśli będzie się to wiązało z okazją do zawarcia dobrego kontraktu. Dla Płocka nie ma to kompletnie znaczenia. Dla nas ma znaczenie, że PKN jest zarejestrowany w sądzie pod adresem: Płock, ul. Chemików 7. Bo wtedy płaci podatki od zysków także do kasy miasta. Ale nawet gdyby się „wyprowadził” z tego adresu to większe podatki PKN płaci od wynagrodzeń pracowników i od nieruchomości. Dziesięć razy większe. W dodatku są to stałe podatki. Podatku od zysków może nie być,kiedy tych zysków nie ma. Podatek od nieruchomości i od wynagrodzeń trzeba zapłacić zawsze, inaczej wysyłamy do PKN komornika.

Dlatego deklaracje takich kandydatów do parlamentu – jak Wojciech Jasiński, Marek Opioła, Marek Martynowski o tym, że Orlen musi wrócić do Płocka, że zarząd Orlenu musi odbywać się w Płocku, że trzeba skończyć z tym, iż PKN nie finansuje piłkarzy nożnych Wisły Płock – można było odebrać jednoznacznie. Koncern zacznie przeznaczać na Płock znacznie większe pieniądze niż dotychczas.

A dotychczas nie były to małe pieniądze: około 8 mln zł rocznie na samorząd miejski oraz ok. 2 mln zł rocznie na placówki samorządu wojewódzkiego jak Szpital Wojewódzki na Winiarach, Teatr Dramatyczny, czy Muzeum Mazowieckie, kupując sprzęt medyczny lub eksponaty i dzieła sztuki.

Policzyłem kiedyś, że w trakcie mojej pierwszej kadencji Orlen wydał na Płock równowartość wiaduktu kolejowego.

Jak się to zmieniło po wybraniu płocczanina Wojciecha Jasińskiego na prezesa Orlenu? A także po zatrudnieniu w roli delegata do współpracy z lokalną społecznością liderki PiS w Płocku?

Ograniczeniem wydatków na miasto. Po co było więc kłamać w kampanii wyborczej? Politycy PiS słowa i obietnice mają za nic? Najwyraźniej.

Nie będzie już mityngu lekkoatletycznego Orlen Cup. PKN nie da pieniędzy na Triathlon. Nie będzie PKN – jak się o to denerwował poseł Marek Opioła – finansował piłkarzy Wisły Płock. A Wisła jest u progu ekstraklasy, aż się prosi, by zespołowi pomóc.

Orlen nie zwiększy nakładów na Orlen Wisłę. Znów będziemy walczyć o drugie miejsce w szczypiorniaku, zamiast o mistrzostwo kraju, bo kielczanie mają budżet trzy razy większy.

Nie będzie pieniędzy na boisko treningowe dla piłkarzy Wisły, nie będzie wsparcia budowy placu zabaw na Starym Mieście. To jedyne płockie osiedle, na którym nie placu zabaw. A wydawałoby się – patrząc na różne programy stypendialne – że PKN o nic innego się tak nie troszczy jak o dzieci.

Nie dostaniemy dofinansowania do Szpitala Miejskiego. Jak będziemy teraz dyskutować z PKN na temat stanu zdrowia płocczan? I podejrzeń, że za zwiększoną liczbą zachorowań na nowotwory stoi Orlen?

Miało być więcej, jest mniej.

_SKI3927

Orlen Cup na Starym Rynku w Płocku w 2015 roku. Kto by pomyślał wtedy, że miting lekkoatletyczny odbywał się po raz ostatni?

W dodatku PKN próbuje grać, że dają więcej. Mieliby odwagę napisać, przyznać się, że jest mniej, że mają prawo dać mniej.

Żebyśmy razem zrozumieli o co mi chodzi: będziemy robić dom aktywności seniora za 1,5 mln zł. Jego wyposażenie będzie nas kosztowało dodatkowe 250 tys. zł. Orlen proponuje kupno czterech komputerów za kilkanaście tysięcy złotych i domaga się, by traktować go jako partnera. Chyba bardzo małego partnera… To datek, a nie partnerstwo. Łatwiej nam będzie poszukać innych biznesmenów, dla których taka możliwość wsparcia będzie wyróżnieniem, a nie okazją do lansowania się na partnera miasta.

Zastanawiam się teraz, po co było tyle obiecywać w kampanii wyborczej? Kiedy PKN ograniczył darowizny na rzecz miasta mojemu poprzednikowi – ten „strzelił focha” i nazwał proponowane mu pieniądze jałmużną.

Ja zaś za każdą darowiznę na rzecz miasta podziękuję. Wiele razy podziękuję. Bo są to pieniądze dla Płocka i dla płocczan. Każda złotówka zdobyta dla tego miasta i jego obywateli jest dla mnie ważna i z żadnej nie zrezygnuję.

Ale nie ja będę musiał się tłumaczyć wyborcom z tego, dlaczego dziś Orlen daje na miasto mniej niż kiedyś. Jeśli dla moich konkurentów z PiS interes polityczny jest ważniejszy od dobra Płocka to jest to po prostu śmieszne.

Choć patrząc na pomysł rezygnacji z transmisji Płockiej Nocy Kabaretowej przez państwową (już prawie narodową) TVP2 widać, że śmiechu konkurenci z PiS najbardziej się boją.

A przed nami jeszcze wyzwania, które PKN Orlen może i wręcz powinien sfinansować: budowa trzeciego odcinka obwodnicy, toru motocrossowego i stadionu Wisły Płock. Jako prezydent tego miasta znajdę – wcześniej, czy później – pieniądze na te przedsięwzięcia. Ale teraz czekam na ochotników, którym zależy na rozwoju tego miasta. Czy to może być Orlen, jego prezes, zatrudnieni w PKN płoccy radni?

Wspieramy przedsiębiorców

Współpraca z przedsiębiorcami, nie tylko płockimi, jest dla mnie i samorządu priorytetem. Skupiam się na działaniu, a nie na opowiadaniu o tym, ale teraz chcę się z Państwem podzielić kilkoma refleksjami na ten temat.

A sprowokowała mnie do tego wypowiedź, która padła na spotkaniu wydawców i osób zajmujących się reklamą z lokalnymi przedsiębiorcami, które zorganizowała Izba Gospodarcza Regionu Płockiego. Relację z niego zdała Gazeta.pl.

Usłyszeć tam można było taką opinię: „Miasto też powinno wspierać lokalny biznes. Inwestować w niego, tworzyć klimat i wspólną politykę biznesową. Z całym szacunkiem dla prezydenta, ale bez doświadczenia prowadzenia własnej działalności, mimo szczerych chęci, co on ma o tym wiedzieć. On potrzebuje grupy, która się na tym zna”.

Odnosząc się do tego ostatniego zdania potwierdzam, że taką grupę mam – swoich merytorycznie do tych zagadnień przygotowanych współpracowników w Urzędzie Miasta. Powołałem też do życia – właśnie jako ciało doradcze i formę dialogu między samorządem, a biznesem – Płocką Radę Gospodarczą. Przewodniczy jej Konrad Jaskóła – doskonały menedżer, wieloletni szef kombinatu, który wprowadzał go na giełdę.

Z kolei stwierdzenie, że miasto powinno wspierać lokalny biznes i inwestować w niego sugeruje, że samorząd tego nie robi. A to nieprawda. Wspieramy lokalnych przedsiębiorców i współpracujemy z każdym zewnętrznym inwestorem. Od 2014 roku zwalniamy przedsiębiorców od podatku od nieruchomości pod warunkiem wykonania przez nich nowej inwestycji i utworzenia nowych miejsc pracy. Zwolnienie jest do wysokości poważnej kwoty, bo 200 tys.euro.

We współpracy z Centrum Edukacji nasz Park Przemysłowo-Technologiczny opracował dla przedsiębiorców program szkoleń, warsztatów i spotkań doradczych pn. „Akademia Eksportera” dla przedsiębiorstw.

W ramach współpracy Urzędu Miasta z Agencją Rozwoju Mazowsza organizujemy spotkania informacyjne i warsztaty dla płockich przedsiębiorców prowadzących lub planujących prowadzenie działalności eksportowej. Spotkania organizowane są każdego roku, począwszy od 2013. Ostatnie warsztaty odbyły się pod nazwą „Tworzenie oferty eksportowej i jej skuteczna promocja”.

Nasz PPP-T organizuje „Open Day – Dzień Otwarty z funduszami UE” – wydarzenie, którego celem jest zapewnienie szerokiego dostępu do informacji wszystkim zainteresowanym możliwościami pozyskania środków finansowych dla przedsiębiorstw, jednostek naukowych, instytutów badawczych, konsorcjów projektowych.

Od kiku lat w Płocku były organizowane Światowe Tygodnie Przedsiębiorczości. Od ubiegłego roku Urząd Miasta stał się współorganizatorem tego przedsięwzięcia jako lokalny koordynator. I w ubiegłym roku odbyło się w ramach tego Tygodnia szereg imprez, seminariów i spotkań o tematyce współpracy międzysektorowej, badań i rozwoju oraz promocji innowacyjności i lokalnej przedsiębiorczości.

Wyjątkowym wydarzeniem było szkolenie dla płockich przedsiębiorców, które poprowadził amerykański major Rocco A. Spencer z zakresu przywództwa, motywacji i samodoskonalenia. Z jego usług, jako doradcy i trenera, korzystają największe polskie
i międzynarodowe przedsiębiorstwa, będące liderami w swoich branżach, jak np. Bank Zachodni WBK, McDonald’s Polska, PricewaterhouseCoopers, ING, Shell, T-Mobile, HDS, Fiat Bank, Ernst&Young, Grupa Raben, BRE Bank, Grupa Żywiec czy Boston Consulting Group.

Pod koniec ubiegłego roku odbyło się pierwsze spotkanie „Startup Płock”. Jest to nowy cykl wydarzeń dedykowanych startupom i instytucjom otoczenia biznesu, organizowany pod patronatem Fundacji Startup Poland, podczas którego uczestnicy poznają ciekawe historie startupów, nie tylko z Płocka, które odniosły sukces lub poniosły porażkę.

Zaczęliśmy konkurs Akademickiego Inkubatora Przedsiębiorczości „STARTUP PL – Przedsiębiorczy Płock”, który ma na celu wypromować młode osoby z pomysłem na biznes. Pięciu najlepszych otrzyma na inwestycje kapitałowe w kwocie minimum 100 tys. zł na swój rozwój.

Włączyliśmy się, jako Urząd Miasta, w inicjatywę Płockamp – nieformalne, otwarte, interaktywne spotkania dla osób zainteresowanych rozwijaniem przedsiębiorczości. Celem tego wydarzenia jest integracja środowiska, wymiana doświadczeń i pomysłów oraz prelekcje doświadczonych przedsiębiorców i osób, które mogą być inspiracją dla innych. W luźnej atmosferze spotykają się nie tylko przedstawiciele startupów i dojrzałych firm, ale również reprezentanci otoczenia biznesu, freelancerzy, pracownicy działów PR i marketingu.

Orgnizujemy konkurs o Nagrodę Gospodarczą Prezydenta Miasta Płocka, który jest kontynuacją organizowanego od 2013 roku konkursu „Przedsiębiorca Społecznie Zaangażowany”. Konkurs został uzupełniony o dwie nowe kategorie „Pracodawca Roku” oraz „Kreator Roku”, aby zapewnić pełniejsze docenienie aktywności płockich i działających na terenie Płocka przedsiębiorców.

Realizujemy różne przedsięwzięcia, które także wspierają przemysł turystyczny i restauratorów, od takich dużych wydarzeń jak Audioriver po mniejsze, jak Dzień Kuchni Polskiej. Staramy się ożywić Tumską, organizując na deptaku różne imprezy. Jest to również wsparcie dla przedsiębiorców z tej ulicy.

Jesteśmy otwarci na biznesmenów spoza Płocka. W Wydziale Rozwoju i Polityki Gospodarczej Miasta do dyspozycji jest baza ofert inwestycyjnych. Czekamy już tylko na ostateczną decyzję Rady Ministrów w sprawie utworzenia w Płocku Warmińsko-Mazurskiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej.

Na koniec wspomnę jeszcze o jednym przedsięwzięciu. Raz w miesiącu organizujemy w Urzędzie Miasta tzw. spotkania branżowe. Zapraszamy na nie płocczan prowadzących różną działalność gospodarczą, by poznać ich problemy lub zapoznać z naszymi pomysłami na miasto. Różną cieszą się frekwencją, bywa, że cała sala sejmowa jest wypełniona. Na ostanie spotkanie zaprosiliśmy 100 przedsiębiorców z branży reklamowej.

Co jeszcze możemy zrobić? Pytam serio, ponieważ zainteresuje mnie każda propozycja, czy pomysł, który będzie wsparciem dla biznesmenów.

Krok milowy w rozwoju Płocka

Ogłosiliśmy przetarg na budowę drugiego odcinka obwodnicy. To bardzo ważny moment w historii Płocka i całego regionu. Za półtora roku cały zmierzający do krajów nadbałtyckich tranzyt będzie korzystał z trasy mostowej.

Pamiętacie, że mieliśmy w Płocku tylko jeden most i kompletnie zakorkowaną aleję Kilińskiego? Latem, w upale, stały tam tiry, autobusy i auta osobowe. Wszyscy smażyli się w słońcu i z ulgą oddychali, gdy sznur samochodów w końcu ruszał. Korek zaczynał się czasem już w Al. Jachowicza.

Tak wyglądał Płock jeszcze dziewięć lat temu. Albo zaledwie dziewięć lat temu, kiedy jeden z moich poprzedników – prezydent Wojciech Hetkowski – wmurowywał kamień węgielny pod budowę drugiego mostu, a jego następca Mirosław Milewski przecinał wstęgę na jego otwarciu.

Jeszcze trzy lata temu staliśmy pod szlabanami w al. Piłsudskiego. Ile jeszcze było wtedy skrzyżowań jak Zglenickiego z Dobrzyńską, czy Sikorskiego z al. Armii Krajowej, które korkowały się w godzinach szczytu? Albo pamiętacie dziury, po których jeździliśmy np. na Sienkiewicza, czy w Ciechomicach?

Przez ostatnich kilka lat Płock zrobił olbrzymi krok w rozwoju i to nie tylko w zakresie infrastruktury drogowej.

Ale teraz przed nami kolejny kamień milowy, moment, w którym zmieniamy historię miasta. Ogłoszony przetarg na wybór wykonawcy drugiego odcinka to właśnie taka chwila. Postępowanie przetargowe potrwa kilka miesięcy, ale jesienią zaczniemy budowę kolejnego fragmentu obwodnicy – moim zdaniem najważniejszego.

Budowa odcinka obwodnicy, która połączy rondo na ul. Otolińskiej z ul. Bielską to przede wszystkim inwestycja w uzbrojenie terenów przemysłowych. Rejon lotniska i Kostrogaju to obszar, na którym mamy – jako miasto – bogatą ofertę dla inwestorów.

Inwestujemy więc w drogę, która umożliwi dojazd do tych terenów, uatrakcyjni je i może stworzy szansę na kolejną inwestycję, jak rozbudowa fabryki CNH Industrial Polska.

Droga ta pozwoli na całkowite wyprowadzenie ruchu tranzytowego z Płocka, transportu ładunków niebezpiecznych oraz odciąży wiele ulic i poprawi nasze bezpieczeństwo.

Czasem słyszę zarzut, że budowana droga jest jednopasmowa, że nawet Gostynin ma obwodnicę o trzech pasach ruchu. Decyzja o budowie dwupasmowej drogi nie jest przypadkowa i oczywiście chodzi o pieniądze. Jednak nie o oszczędzanie, ale o racjonalne ich wydawanie.

W wielu miejscach możemy w Płocku zbudować czteropasmowe drogi. Ale będą one w całości wykorzystane tylko przez godzinę porannego i godzinę popołudniowego szczytu. Przez pozostałe 22 godziny doby będą świecić pustkami zamiast „pracować”.

Bardzo często wystarczy nam dwupasmowa droga, która kończy się skrzyżowaniami o dużej przepustowości. Właśnie to one często decydują o tym, czy są korki, czy też jedziemy sprawnie.

Pierwszy odcinek obwodnicy zbudowany w taki sposób właśnie – jako droga dwupasmowa, zmieniająca się w kilka pasów przy węzłach komunikacyjnych – bardzo dobrze się sprawdza. Nie ma na niej korków.

Regularnie też wraca też zarzut, że obwodnica powinna sięgać aż po Słupno. Nie ja i nie Urząd Miasta jest adresatem takich pomysłów. Władza prezydenta Płocka kończy się na granicy miasta. Gminą Słupno zarządza wójt, a drogi krajowe na takich terenach buduje Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad. Nie pytajcie więc mnie o obwodnicę przez Słupno, pytajcie parlamentarzystów.

Drugi odcinek obwodnicy zmieni nasze życie w Płocku. Pod koniec 2017 roku będziemy korzystać z nowej drogi oraz wiaduktu, po którym przebiegnie ul. Bielska. Mam nadzieję, że jadący nią kierowcy będą mogli przyglądać się budowie trzeciego odcinka obwodnicy – tego, który ul. Bielską połączy z ul. Długą.

Każda wiadomość z Płocka sprawia radość

Każda wiadomość z Płocka sprawia mi ogromną radość i przypomina mi moje przyjazdy, i bardzo ciekawe spotkania z płocczanami – napisał do mnie w ostatnim liście Karl Dedecius, Honorowy Obywatel Płocka. Wielka to dla nas wszystkich strata, że zmarł.

IMG_5397 (1)

Karl Dedecius – tłumacz literatury polskiej na język niemiecki i eseista, założyciel oraz dyrektor Niemieckiego Instytutu Spraw Polskich w Darmstadt, a także Honorowy Obywatel Płocka był za Odrą naszym wielkim ambasadorem.

25-lecie współpracy Płocka z Darmstadt było dla mnie okazją do osobistego spotkania z Karlem Dedeciusem. Takich spotkań się nie zapomina, bo poznaje się wtedy wielkich ludzi. Wielkich, niezwykłych, rozmowa z którymi pozostawia niezatarte wrażenia.

Spotkaliśmy się w jego domu we Frankfurcie nad Menem, w jego gabinecie pełnym najróżniejszych wydawnictw. Gospodarz okazał się niesamowitym człowiekiem, najbardziej chyba z powodu sposobu postrzegania świata przez pryzmat literatury polskiej i niemieckiej. Ale także z powodu wielkiego ciepła i otwartości.

Rozmawialiśmy o burzliwych losach naszych narodów. Karl Dedecius urodził się w Łodzi, w niemieckiej rodzinie. Na początku wojny, jako 18-latek, został wcielony do wermachtu, po jakimś czasie znalazł się na froncie pod Stalingradem i dostał się do niewoli. Spędził w niej osiem lat.

Cieszył się, że przeżył, ale ważył wtedy 36 kilogramów.

Był wzruszony wizytą naszej delegacji, mówił jak bliski jest mu Płock i jak ważny jest także fakt, że jest honorowym obywatelem miasta. Wyróżnienie takie spotkało Karla Dedeciusa jeszcze w jego rodzinnej Łodzi.

Po jakimś czasie wysłałem Karlowi Dedeciusowi książkę Elżbiety Szubskiej-Bieroń „Płock na łamach lokalnej prasy NSDAP 1939-1945”, która wyszła niedawno nakładem Książnicy Płockiej. Wysłałem ją zresztą kilku osobom, Dedecius jako jedyny odpowiedział. Podziękował i napisał m.in.: – Obdarzył mnie pan niezwykle szczodrze – dziękuję bardzo za kalendarze i ciekawą książkę poświęconą historii Płocka. Bardzo żałuję, że nie mogę

się w żaden sposób odwdzięczyć. Chciałbym mieć więcej sił, by móc odwiedzić pana i miasto, do którego myślami bardzo często wracam,

Wielka szkoda, że już nas nie odwiedzi. Ale mam nadzieję, że wszyscy będziemy pamiętać o Karlu Dedeciusie.

Książka z dedykacją od Karla Dedeciusa

Książka z dedykacją od Karla Dedeciusa

Nasze finanse są bezpieczne

Martwiłbym się, gdyby opozycja wytykała mi dziurawe drogi, zakorkowane ulice, brak ścieżek rowerowych, brudne autobusy z demobilu, ciasne i zimne przedszkola w barakach, szkolne warsztaty w ruderach i parkingi zorganizowane w błocie lub na klepisku.

Płock się rozwija, nie mamy dziś powodów do wstydu. Dlatego opozycja straszy ludzi hasłem: „długi Płocka”, bo nic innego nie znajdą. Przy okazji politycy z PiS stają się specjalistami od „produkcji” w polityce haseł, które szybko okazują się nieprawdziwe. Czyli ujmując sprawę wprost: specjalistami od oszukiwania ludzi.

Kandydaci na posłów PiS mówili np. w czasie ostatniej kampanii wyborczej o Płocku jako stolicy Mazowsza. Podzielonego Mazowsza, bez Warszawy. Teraz radni PiS mówią, że nie ma mowy o podziale administracyjnym Mazowsza i tracimy czas, protestując przeciw tym pomysłom. To się nazywa… jednomyślność.

Ale dziś o haśle „długi”. Zacznę jednak od dwóch różnych przykładów.

Czy uważacie, że płocczanie powinni jechać latem przez miasto starym, zatłoczonym, pozbawionym klimatyzacji autobusem, w którym jest dodatkowo problem z kupieniem biletu? Wszyscy będziemy zadowoleni z tego, że trzeba walczyć w takim pojeździe z tłokiem, temperaturą i podskokami na ulicznych dziurach? A na koniec wysiąść na stary blaszany przystanek z drukowanym, słabo czytelnym rozkładem jazdy?

Czy nie uważacie, że mieszkańcom należy się nowy, przestronny, klimatyzowany pojazd, w którym można kupić bilet, i który jedzie po równej ulicy, by zatrzymać się na nowoczesnym przystanku z dynamiczną informacją pasażerską?

Dla mnie wybór jest oczywisty. Jeśli w kasie miasta brakuje pieniędzy na zmianę gruchota na nowy autobus, to szukam ich gdzie indziej: w funduszach ochrony środowiska, w dotacjach unijnych lub rządowych. Jeśli zaś okazuje się, że muszę do tych dotacji dołożyć coś od miasta – to sięgam po kredyt. Bo płocczanom należą się cywilizowane warunki życia i korzystania z autobusów.

Inny przykład: mamy zrujnowaną ulicę Przemysłową. Dziurawa aż wstyd. W dodatku z korkującym się wyjazdem z ul. Kostrogaj. Za to ruch na niej jest wyjątkowo intensywny, bo funkcjonują przy niej dziesiątki przedsiębiorstw, hurtowni, jest też nasza Komunikacja Miejska. Czy zostawić ją w takim stanie, przerzucając na kierowców i właścicieli samochodów koszty ich eksploatacji na takich dziurach? Ile pieniędzy ludzie wydadzą na naprawę zawieszenia po jeździe po czymś takim? Czy zapewnić im nową nawierzchnię, chodniki i ścieżkę rowerową oraz sprawnie działające rondo na skrzyżowaniu z ul. Kostrogaj?

Czy jeśli mogę tę drogę naprawić za środki unijne, ale będę musiał wziąć kredyt na wkład własny, to mam brać i naprawiać?

Czy czekać – i kazać czekać mieszkańcom – aż uzbieram na wkład własny? Znów odpowiedź jest oczywista. Nie przerzucam kosztów na ludzi (dlatego Przemysłową zaczynamy wkrótce modernizować).

Pieniądze, które jako miasto zarobiliśmy, a także zdobyliśmy w postaci dotacji unijnych i rządowych, a także z kredytów nie zostały „przejedzone” i nie zniknęły.

Od początku mojego zarządzania miastem inwestujemy w bazę oświatową. Zlikwidowaliśmy kolejki do przedszkoli i zaczęliśmy zamieniać baraki, w których przebywały dzieci, na nowoczesne obiekty. Popatrzcie sami: powstała hala sportowa przy „szesnastce” i „siedemdziesiątce”, hala warsztatowa przy „Elektryku” i „Budowlance”, wyremontowana została Małachowianka, Zespół Szkół Specjalnych przeniósł się z rudery do nowoczesnego obiektu.

Zmieniliśmy Komunikację Miejską, zamiast autobusów z demobilu po Płocku jeżdżą najnowsze modele solarisów, a z ulic miasta znikają powoli ostatnie blaszane przystanki.

Przypomnijcie sobie jak w 2010 roku wyglądały ulice wjazdowe do Płocka. Równe były Popłacińska, Wyszogrodzka i trasa ks. Popiełuszki, a o Bielskiej można było powiedzieć, że jest w nie najgorszym stanie. Popatrzcie sami jak to wygląda dziś? Mamy nową Dobrzyńską, Szpitalną, Zglenickiego, Otolińską, Dobrzykowską, czy Kutnowską.

Do wiaduktu kolejowego w al. Piłsudskiego czy pierwszego odcinka obwodnicy już się przyzwyczailiśmy, prawda? Jak go oceniacie pod kątem bezpieczeństwa, zwłaszcza w świetle ostatnich doniesień o pożarze cystern kolejowych?

Ostatnie inwestycje Wodociągów Płockich – kanalizacja i drogi na lewym brzegu rzeki, przepompownie, rurociąg pod Wisłą, ulica 1 Maja – wszystko to równowartość nowego mostu. Roboty te rozwiążą problemy infrastrukturalne Płocka na 40, może nawet na 50 lat. Nie trzeba będzie inwestować w to, co pod ziemią.

Popatrzcie, jak zmieniły się zwyczaje płocczan, którzy wypełniają place zabaw, siłownie pod chmurką i korzystają ze ścieżek rowerowych. Pamiętacie jak się parkowało przed szpitalem na Winiarach? W jakim błocie zostawialiśmy tam samochody?

Są w kraju samorządy, które chwalą się tym, że mają mało kredytów. Jednocześnie mają dziurawe chodniki i zakorkowane ulice.

Wszędzie piszą, że mamy 500 mln zł kredytów. Ale nie piszą, że rocznie Płock zarabia ponad 800 mln zł. W dodatku są to w dużym stopniu gwarantowane dochody, bo podatki od nieruchomości. Orlen może nie mieć zysków, ale 140 mln zł rocznie podatku od swoich instalacji musi zapłacić. Dlatego specjaliści od ratingów oceniają, że nasze finanse są bezpieczne.

Wróćmy do Małachowianki i jej remontu. Mamy w mieście najstarszą polską szkolę. Materialny dowód naszej historii. Zabytek, który nadaje nam rangę miasta, które historycznie może porównywać się z Krakowem. Miejsce, które jest dowodem na to, że uczyliśmy się już w tym miejscu, kiedy kopernikowski Toruń dopiero zaczynał powstawać. Szkoła od lat wymagała remontu i konserwacji. Placówka, która jednocześnie służy młodzieży, jest cenioną szkołą w krajowych rankingach i jest materialnym dowodem naszej tożsamości, a także fantastyczną promocją miasta.

Co byście wybrali, gdybyście mieli ją ratować: czekanie i oszczędzanie, i patrzenie jak niszczeje, czy kredyt, by ją szybko ratować? Zostawiam Was z tym wyborem i odpowiedzią na pytanie.

Płoccy radni PiS kontra rząd z PiS

Do Płocka wraca strefa płatnego parkowania. Rząd PiS widzi w płatnych strefach parkowania dobre rozwiązanie i chce dać samorządom możliwość pobierania wysokich opłat. Opozycja PiS w płockiej Radzie Miasta mówi, że to zły pomysł, i że płatnym parkowaniem uderzamy w mieszkańców oraz handlowców.

Muszę przypomnieć, że w konsultacjach społecznych większość płocczan była za wprowadzeniem płatnej strefy parkowania. Doceni ją także wielu handlowców. Na przykład ci, którzy mają stoiska na starym rynku Targpolu przy Królewieckiej. Każdy, kto wybierze się tam na zakupy będzie mógł zatrzymać za darmo samochód na pół godziny. Wystarczy, by kupić wszystko, co potrzeba. Kupi i by uniknąć zapłaty – szybko odjedzie, zwalniając miejsce dla następnego klienta.

Opozycyjni radni PiS zarzucali mi, że Urząd Miasta chce „kroić” mieszkańców na pieniądze.

Polecam więc dziś lekturę na wyborcza.biz – wywiad z ekspertem z Instytutu Sobieskiego, który broni pomysłu utrzymania płatnych stref parkowania i zwiększania w nich cen za to parkowanie.

Dodam tylko, że w tej sytuacji będziemy mieli pewnie jedną z najtańszych płatnych stref parkowania w kraju.

Miłej lektury

wyborcza.biz:

ADAM KOMPOWSKI: Rząd chce podniesienia limitu opłat za postój w strefach parkowania. Od 12 lat górna granica to trzy złote za pierwszą godzinę. Kieruje projekt w tej sprawie do dyskusji sejmowej. To dobrze czy źle?

DR MICHAŁ BEIM : Dobrze. Strefa płatnego parkowania nie jest po to, żeby „kroić” kierowców, a tak to się często w mediach przedstawia. Strefy są narzędziem zarządzania systemem transportu. Cena powinna więc być taka, żeby kierowca, który jest skłonny ją zapłacić, zawsze znalazł wolne miejsce parkingowe w pobliżu celu podróży. Na świecie już są elektroniczne systemy, które w sposób automatyczny co tydzień weryfikują ceny na podstawie obłożenia miejsc parkingowych. To gwarantuje, że w danym kwartale ulic zawsze jest kilka wolnych miejsc. Takim systemem jest choćby SFPark w San Francisco. Dzięki temu jest tam równowaga między popytem i podażą.

W Polsce w dużych miastach mimo opłat wolnych miejsc zwykle nie ma.

– U nas ta równowaga się zaburzyła, bo od 12 lat nie można było wprowadzać podwyżki. A w tym czasie była inflacja i wzrosły ceny biletów komunikacji miejskiej. Więc atrakcyjność parkowania w strefach wzrosła. Strefy straciły swoją rolę mechanizmu regulującego popyt na miejsca parkingowe w sytuacji, gdy podaż tych miejsc jest mocno ograniczona.

Przed ustaleniem przez Sejm cen maksymalnych w niektórych miastach ceny były wyższe i trzeba było je obniżać. W Poznaniu płaciło się nawet 5 zł w najdroższej podstrefie.

– Tak, i w 2003 r. trzeba było zejść do tych 3 zł. Na dodatek ustawodawca wprowadził wtedy absurdalny mechanizm, że stawka za drugą godzinę może być większa maksymalnie o 20 proc. od pierwszej godziny, a za trzecią – o 40 proc. To uniemożliwia wprowadzenie mechanizmu stymulującego handel, który polega na tym, że pierwsze pół godziny albo godzina jest gratis, a dopiero za kolejne trzeba zapłacić. Za granicą to się stosuje. Kierowca zostawia za szybą parkometr, taki zegar, na którym się ustawia godzinę, o której się przyjechało. Choć nie wiem, czy w Polsce by się to sprawdziło, bo już są w sprzedaży w internecie parkometry podłączone do budzika, który przestawia wskazówki parkometru.

Ale można to rozwiązać w inny sposób: pobieramy bilet z maszyny, mamy pierwsze pół godziny darmowe, kolejne pół – na przykład za złotówkę. A druga godzina już kosztuje – powiedzmy pięć złotych. To by sprzyjało handlowi przyulicznemu, zachęcało, by podjechać, zrobić zakupy, coś załatwić.

Tymczasem te mechanizmy, które mamy dziś, wiążą ręce samorządom i czynią z opłaty za parkowanie narzędzie fiskalne, a nie narzędzie zarządzania transportem.

Jednak kierowcy zapłacą więcej, to bezdyskusyjne.

– Wbrew temu, co mówił premier Donald Tusk – bo przymiarki do podniesienia limitu były także za jego czasów – że on się nie zgodzi krzywdzić kierowców, to uważam, że właśnie obecna sytuacja jest dla nich krzywdząca. Żaden inwestor nie wybuduje parkingu wielopoziomowego w ramach partnerstwa publiczno-prywatnego, jeśli na ulicach będą tak niskie stawki jak obecnie. Przecież nikt potem na takim parkingu nie zapłaci ceny, która zrekompensuje koszty budowy.

Co jest konkretnie w projekcie rządowym?

– On jeszcze jest dyskutowany. Ma być podniesiona górna granica opłat, ale mówi się też o elastyczności samych zasad poboru opłaty. Powinno się dać samorządom jak największą swobodę, jeśli chodzi o opłaty w różnych porach dnia i dniach tygodnia. Jeśli jest taka potrzeba, parkowanie mogłoby być płatne także w niedziele. Teraz jest możliwe tylko w sobotę. To pozwoliłoby na ochronę miejsc atrakcyjnych turystycznie w weekendy. W okolicy, gdzie jest sporo restauracji, w dni robocze opłaty mogą nie być potrzebne, ale w weekend jest chaos. Taką potrzebę sygnalizował Kraków.

Co jeszcze warto by zmienić przy tej okazji?

– Dziś dyskryminowany jest transport publiczny, to trzeba zmienić. Maksymalna kara za brak biletu na autobus to równowartość 50 cen biletu, wychodzi kilkaset złotych. A maksymalna opłata administracyjna za to, że ktoś nie zapłacił za strefę, to 50 zł. Przy czym jest ona jeszcze obniżana, jeśli się cokolwiek zapłaci. I korzysta z tego wielu kierowców: płacą w parkomacie za krótki czas postoju, po czym parkują przez kilka godzin. Mimo kary i tak płacą dużo mniej, niż gdyby postępowali uczciwie.

Jazda na gapę jest surowo karana, a parkowanie na lewo się opłaca?

– Tak, zresztą kierowcy unikają, jak mogą, nawet tych niepodnoszonych od kilkunastu lat opłat, które mamy teraz. Są w strefach miejsca, gdzie wprost nie ma zakazu parkowania, ale które nie są wymalowane farbą. I ludzie właśnie tam parkują, by nie płacić. Dlatego opłaty powinny być pobierane nie tylko za postój na wyznaczonych miejscach parkingowych, ale za parkowanie na całym terenie strefy niezależnie od miejsca. Byłoby dobrze, gdyby ta ustawa w taki sposób uszczelniła system poboru opłat.

To samorządy w dużych miastach, rządzonych głównie przez PO, podejmą te niepopularne decyzje o podwyżce opłat. Mogą podnieść ceny i narazić się wyborcom.

– Mogą podnieść albo nie podnosić i to jest zgodne z ideą samorządności. Ale dostaną narzędzie prowadzenia polityki transportowej promującej alternatywne dla samochodu środki transportu przy jednoczesnym szacunku dla lokalnego handlu i dostaw.

W tej chwili 3 zł za pierwszą godzinę mają i duże miasta jak Warszawa, Poznań czy Kraków, i mniejsze jak Gniezno. W polskich miastach były już nawet protesty restauratorów – ustawiali stoliki, przy których wieszali w widocznym miejscu kwit parkingowy strefy parkowania za 3 zł za godzinę. Bo było taniej niż za zajęcie „pasa drogowego” pod stoliki. To absurd, że coś, co poprawia wizerunek, klimat miasta jest dużo droższe niż pozostawienie samochodu.

W polskim społeczeństwie utarło się przekonanie, że parkowanie jest za darmo. Że jeśli zainwestuję kilka, kilkanaście czy kilkadziesiąt tysięcy złotych w samochód, to mi się należy parking, niezależnie od wszystkiego. Tak nie może być. Jeden z amerykańskich specjalistów w dziedzinie planowania przestrzennego prof. Donald Shoup stwierdził, że albo mamy darmowe parkingi, albo wolny rynek. „Free market or free parking”. Przestrzeń publiczna, w której się parkuje, z punktu widzenia miasta nie jest darmowa. Może być przecież miejscem, gdzie się ustawi stragany albo stoliki kawiarniane. Dzisiejsza opłata 3 złote za godzinę nie tylko nie jest już elementem inżynierii ruchu, ale też nie oddaje nawet wartości przestrzeni, którą zajmuje samochód.

Żądanie darmowego miejsca parkingowego dla samochodu to jak domaganie się darmowego mieszkania, tylko dlatego że nabyło się meble.

http://wyborcza.biz/biznes/1,147749,19599931,oplaty-za-parkowanie-w-centrach-miast-drastycznie-w-gore.html#ixzz3zrGFrRWk

Dać im kamień i czekać aż zepsują

Przed nami nowy, ważny rok dla Płocka. Na początek jednak chcę podziękować za pracę w starym roku wszystkim moim współpracownikom, pracownikom Urzędu Miasta, jednostek samorządu i spółek. Także – a może szczególnie – zarządom gminnych spółek.

To m.in. dlatego, że opozycja chce je sprowadzić do roli tych, co nic nie robią poza pobieraniem pensji. Podejście takie nie jest nawet kiepską kpiną, bo wystarczy przypomnieć sobie, co robili ich poprzednicy pod skrzydłami Prawa i Sprawiedliwości.

Paradoks, że PiS dostaje w Płocku jakiekolwiek głosy poparcia. Przez osiem lat rządów mojego poprzednika spaprali prawie wszystko za co się wzięli. Jak zbudowali amfiteatr – to kilka miesięcy stał zamknięty, bo dach groził zawaleniem i trzeba było go poprawiać.

Jak zbudowali nowy most – to bez dojazdów. Jak dojazdy powstały – to otaczające je skarpy trzeba było poprawiać, bo się zawalały. A przy okazji wyszło na jaw, że najdłuższy wtedy w kraju most ma… najdłuższą nierówną nawierzchnię.

Ile takich niedoróbek powstało – można wyliczać, mam wrażenie, że bez końca.

Jak rządy PiS zrobiły nam Orlen Arenę to bez czwartej trybuny i mistrzostwa Europy w piłce ręcznej możemy sobie już pooglądać tylko w telewizji, a nie przy ul. Łukasiewicza. Bo przepisy EHF mówią, że muszą być cztery trybuny i koniec.

Kiedy zbudowali molo – trzeba było dobudować falochron, bo inaczej kra zabrałaby je do Włocławka. I to za miliony złotych trzeba było ten falochron budować.

Nie tylko duże przedsięwzięcia dotknęły takie „wady”. Jak powstało przedszkole w Ciechomicach na przykład – to bez kuchni. Jak się wzięli za remont Tumskiej to nie dość, że zabetonowali najważniejszą ulicę w Płocku to jeszcze dali sobie setki ton zabytkowego bruku wywieźć w nieznane, gdzieś na prywatne nieruchomości.

Nie jest to tylko wina poprzedniego prezydenta miasta, ale także radnych Prawa i Sprawiedliwości, którzy to wszystko bezkrytycznie akceptowali i temu wszystkiemu bezkrytycznie przyklaskiwali, tworząc polityczne zaplecze ówczesnego gospodarza miasta. Jest to także, a może przede wszystkim, wina radnej Wioletty Kulpy, która od lat jest jednym z liderów PiS w Płocku.

Prezydent miasta musi mieć oparcie w radnych i mój poprzednik Mirosław Milewski miał takie oparcie w pani radnej Wioletcie Kulpie, która te miejskie buble skutecznie kryła.

Przed laty w płockim samorządzie krążył żart o pewnym radnym, któremu dali na przechowanie dwa kamienie. Jeden zgubił, drugi zepsuł. Te minione lata rządów PiS w płockim samorządzie trochę mi ten dowcip przypominają.

Kilka dni temu radni uchwalili budżet Płocka na 2016 rok. W tracie obrad radna Wioletta Kulpa zaproponowała m.in., żeby zdjąć pieniądze z obwodnicy, którą sami budujemy w granicach miasta i środki te dać na podwyżki pracowników administracji oświatowej. Ciekawa propozycja. Uderzająca dokładnie w ideę moich rządów tej kadencji: budujemy infrastrukturę pod przemysł, bo to nam daje nowe miejsca pracy.

Radna Kulpa nie chce tych nowych miejsc pracy; woli dać pieniądze pracownikom administracji oświatowej, pewnie szczególnie tym, którzy są w gimnazjach i czekają na likwidację ich placówek przez rząd Prawa i Sprawiedliwości. I najbardziej będą narażeni na utratę pracy. Jej propozycja nie przeszła; co nie oznacza, że nie myślimy o tych ludziach.

Przy okazji pani radna Wioletta Kulpa wytknęła mi, że zatrudniam partyjnych kolegów z Platformy Obywatelskiej w miejskich spółkach. W ZUOK Kobierniki, w Ryneksie, Miejskim Towarzystwie Budownictwa Społecznego. Zaczynając ten wpis myślałem, że trzeba ich bronić. Nie muszę tego robić, oni sami się obronią tym, co robią dla miasta.

Bo wracając do historii i porównując to, co działo się za czasów, kiedy nadzór nad samorządem mieli radni Prawa i Sprawiedliwości mogę właśnie napisać, że moje zarządy spółek same się bronią.

Nie pamiętacie już, że za poprzedników, zarząd Ryneksu wpadł na pomysł hazardu gospodarczego i zainwestowania publicznych pieniędzy w jednostki uczestnictwa agresywnych funduszy inwestycyjnych? I od razu straty poszły w miliony złotych?

Mój zarząd Ryneksu w rok zbudował nowy dworzec autobusowy, który zaczął zarabiać na siebie przyzwoite pieniądze.

Co się działo w ZUOK Kobierniki za czasów poprzedniego zarządu? Przecież wysypisko przestało składować śmieci! Przyjmowali, sortowali i wywozili do innych miast, bo konflikt, do jakiego doprowadził poprzedni zarząd z okolicznymi mieszkańcami, uniemożliwiał rozbudowę zakładu. Mój zarząd spółki rozwiązał problem: zlikwidował odory dochodzące z wysypiska, sprowadził sokolnika, który przegnał ptaki roznoszące po okolicy śmieci, zakończył konflikt, podwyższył składowisko i rozbudowuje ZUOK o nieckę na odpady, która zaspokoi potrzeby Płocka i regionu nawet na kilkadziesiąt lat.

W MTBS, w spadku po poprzednikach, otrzymałem niewykonaną uchwałę rady nadzorczej, przez co prezes spółki mógł sobie pobierać wyższe wynagrodzenie. Taki był nadzór radnych PiS nad samorządem, a powinien być lepszy choćby z tego powodu, że np. pani radna Wioletta Kupla ma doświadczenie w zasiadaniu w radach nadzorczych takich spółek gminnych, jak TBS-y. Moja kadencja zaś przyniosła możliwość korzystania przez MTBS z funduszu dopłat i rewitalizację zabytkowych kamienic.

Komunikacja Miejska – za poprzedników z PiS – kupowała używane autobusy od innych przewoźników. Właściwie nie autobusy, ale pordzewiałe gruchoty. A mój zarząd kupił nowe, polskie, klimatyzowane solarisy, wymieniając już blisko połowę taboru. Do tego wymieniliśmy większość wiat przystankowych a w samym zakładzie została zbudowana nowoczesna hala warsztatowa.

Wodociągi Płockie od poprzedników nie dostały złotówki na infrastrukturę miejską. Mój zarząd wykonał prace infrastrukturalne warte tyle, co nowy most przez Wisłę, zdobywając przy okazji miliony złotych unijnych dotacji (!) i odbudowując kilometry dróg i ulic m.in. w Górach, Ciechomicach, na Starym Mieście, na Dobrzyńskiej i rozwiązując największy problem związany z brakiem rozdziału kanalizacji ogólnospławnej na deszczową i sanitarną.

Wisła Płock za poprzedników upadała. Dziś mamy zespół piłkarzy nożnych stojący u bram ekstraklasy.

Park Przemysłowo-Technologiczny? Za poprzedników powstały tam drogi, przecinające puste pola. Za czasów moich zarządów – ponad 420 miejsc pracy, supernowoczesny biurowiec Centrum Usług Korporacyjnych i równie nowoczesne Laboratorium Centralne. Wkrótce przekroczymy granicę pół tysiąca osób zatrudnionych w PPP-T.

Najzabawniejsze jest to, że moje zarządy nie tylko nic nie spaprały, ale miały sukcesy, a ja im wypłaciłem niższe premie niż poprzednik.

Ale najważniejsze przed nami: zaczynamy nowy rok, a w nim budowę kolejnych etapów obwodnicy, która połączy nowy most z ul. Bielską oraz Długą, budowę dróg na przemysłowym Kostrogaju oraz wiślanych bulwarów. Nie martwię się o gminne spółki, są w dobrych rękach. Martwię się o to, czy radni PiS będą razem z nami zabiegać o dotacje na te inwestycje. Bo nie wiadomo, czy będzie jak z tym kamieniem….

Mam nadzieję, że pani radna Wioletta Kulpa – zamiast wytykać mi partyjność fachowców – pomyśli z nowym prezesem Orlenu nad tym, jak koncern może miasto wspomóc.

« Older posts Newer posts »

© 2025 Moim zdaniem…

Andrzej NowakowskiUp ↑